Środa. Już przedostatni dzień na uczelni przed świętami. Nie chce mi się iść tam, kurwa mać. Trzeba.
Dziś mój organizm musiał się na mnie mocno pogniewać, bo wciąż czuję jakiś niezdefiniowany ból a zmianę w brzuchu i w głowie. Fuck it, i tak pójdę na imprę.
Coś tak jeść się nie chce... Najchętniej to bym zasnęła i wstała w świąteczny poranek w swoim łóżeczku w mojej małej mieścinie. Ahh.. Ta wizja jest tak cudowna, że niemal nie potrafię w nią uwierzyć.
Czas kończyć i zapierdalać na jebaną uczelnię, a po drodze skrypt z chemii. Kurwa.
Deszczu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz