Dzisiaj mam odpowiedni nastrój, by poopowiadać trochę o 'The huge difference'. Mowa oczywiście o zmianie, która zaszła we mnie pod wpływem diety. Ale, żeby wszytko było po kolei, pozwolę sobie zobrazować sytuację, o której mówię.
Jak wyglądałam po maturach:
Był to chyba najgorszy czas dla mojego organizmu, bo chociaż od zawsze byłam gruba, to wtedy właśnie osiągnęłam największą wagę w życiu. I nie chcę do tego wracać! Nie mogę nawet teraz patrzeć na te zdjęcia, nie myśląc jaką krzywdę sobie wyrządzałam. Te zdjęcia istnieją tylko po to, by móc widzieć różnicę i w chwilach słabości przypomnieć sobie, jak bardzo nie chcę do tego wracać.
Jak wyglądam teraz:
Czy nie lepiej? Zakładam, że od czasów akademika to zrzuciłam jakiś dodatkowy kilogram lub dwa, czyli łącznie około 15 kg mniej niż podczas matur. Jest różnica prawda?
Wielu ludzi myśli, że skoro dieta to albo jem jak ptaszek albo jadam niesmacznie. Nic bardziej mylnego! Jem sporo. Czasem zjedzenie całego posiłku staje się dla mnie wyzwaniem, ale to tylko czasami. Przeważnie staram się nie okrajać moich posiłków, bo cały czas mam przed oczami wypadające garści włosów. Nie było to fajne.
No ale wracając do posiłków, pozwolę sobie zaprezentować jeden z moich obiadków.
No ale wracając do posiłków, pozwolę sobie zaprezentować jeden z moich obiadków.
Mało? Nie sądzę.
A smacznie w cholerę!
A smacznie w cholerę!
Kiedyś na moim talerzu gościła monotonia reprezentowana najczęściej przez ketchup z parówkami. Teraz wcale nie jem mniej, ale zdecydowanie lepiej, zdrowiej i mniej kalorycznie.
Poza tym dieta także zmieniła mój charakter, znacząco poprawiła codzienność i na dzień dzisiejszy nie potrafię sobie wyobrazić dnia bez fiolek przed śniadaniem i kolacją, dnia bez liczenia kalorii.
Za tydzień w piątek Naturhouse. Liczę, że pozytywnie opierdolą mnie za lenistwo i zmotywują do dalszej pracy, bo Gdańsk mnie trochę rozleniwia. A przecież sama nie będę na siebie krzyczeć, prawda?
To pozdrowienia, miśki.
Do zobcia, Pasłęku. Już niedługo :*
Za tydzień w piątek Naturhouse. Liczę, że pozytywnie opierdolą mnie za lenistwo i zmotywują do dalszej pracy, bo Gdańsk mnie trochę rozleniwia. A przecież sama nie będę na siebie krzyczeć, prawda?
To pozdrowienia, miśki.
Do zobcia, Pasłęku. Już niedługo :*
Deszczu ;D
Wogole nie zdziwilbym sie gdybys zaczela na siebie krzyczec...
OdpowiedzUsuń