wtorek, 15 stycznia 2013

Wtorek. Dzień tygodnia, który różni się od poniedziałku tylko tym, że już nie tak bardzo pamiętam smak słodkiego weekendowego lenistwa. Potrzebuję przerwy... Długiej przerwy.
A tymczasem utwierdzam się w przekonaniu, że energetyka mnie nie uszczęśliwia i być może studia nie byłyby tak chujowe chociażby na anglistyce. W sumie nie chodzi tu o całą energetykę, tak naprawdę wszystko jest do ogarnięcia z jednym małym, kurwa, wyjątkiem: matematyka. No kurwa mać, jak całe życie kochałam ten przedmiot tak teraz go nienawidzę! Matematyka na polibudzie to najbardziej chujowy przedmiot, który został kiedykolwiek wymyślony i gratuluję panu, który sobie wymyślił, że w sumie to potrzebujemy mieć jeszcze w zakresie tego chujowego przedmiotu coś tak popierdolonego jak liczby zespolone. Nie wiecie co to? Krótko mówiąc - to liczby, które nie istnieją i nigdy istnieć nie będą, ale fajnie je tak sobie policzyć. Jaka liczba podniesiona do kwadratu da wynik ujemny? Całę życie uczono nas, że żadna. A tu bum. Jednak jest taka liczba, ale w praktyce ona nie istnieje. Mind-fuck.
No dobrze... Nie radzę sobie z matematyką. Reszta jakoś leci. Chociaż jest, kurwa, ciężko. Rada dla tych, co planują iść na studia: Wybierzcie coś, co już was interesuje i nie miejcie zbyt wielkich ambicji, wybierzcie coś, co będziecie w stanie ogarnąć i pamiętajcie, że matematyka na studiach jest zajebiście pojebana.
A ja tymczasem pouczę się jebanej matematyki.
Dziękuję, do widzenia.
Deszczu