poniedziałek, 21 października 2013

O tak, dwa posty dziennie to coś, czego dawno nie robiłam.
I teraz z zupełnie innej beczki. Coś o co bym się nie posądzała.
Temat: Miłość.
Każdy z nas chce poczuć bicie swego serca. Każdy chce poczuć bicie serca innej osoby. Każdy pragnie miłości. Czystej, bolesnej, nie-mogę-żyć-bez-ciebie miłości.
Co jeśli jednocześnie chcę jej i napawa mnie lękiem? Co jeśli jest tam ktoś dla mnie, a ja usilnie staram się go omijać? I chyba pytanie, które każda kobieta zadała sobie chociaż raz: Co jeśli tego kogoś nie ma?
Skąd mam wiedzieć czym jest miłość? Skąd mam wiedzieć jak się ją czuje? Skąd mam wiedzieć z czym ją się je? Skąd mam wiedzieć, że to jest ta osoba, ten czas?
Nie mogę wiedzieć. I to jest piękne i tragiczne za razem. Mam prawie 20 lat i nie znam smaku miłości. To piekielne uczucie pozostaje w mojej krainie marzeń lub może lepiej ujęty byłby zwrot kraina koszmarów? Sama nie wiem.
Podobno jest to uczucie nieziemsko przyjemne i jednocześnie bolesne. Przyjemne i bolesne - brzmi jak coś dla mnie :P A tak na całkiem serio, jak znaleźć miłość? Czy przyjdzie sama i zapuka do mych drzwi? Czy może zgubiła mój adres i powinnam jej poszukać?
Ktoś kiedyś powiedział: "Nie myśl o szczęściu. Nie przyjdzie - nie zrobi zawodu. Przyjdzie - zrobi niespodziankę." Czy naprawdę nie ma innej opcji? Należy pesymistycznie uczepić się swojego dotychczasowego życia i nie liczyć na nic więcej?
Chyba jestem kobietą pełną wątpliwości i sprzeczności...


Tak sobie paczę i widzę, że mój blogasek miał w tym roku tylko 8 postów. Dla porównania w roku poprzednim tylko od kwietnia było 37. Zabieganie, brak czasu i takie tam pierdoły mogłyby mnie wytłumaczyć. Ale prawda jest taka, że wystąpiły tu takie symptomy jak: ogólne zmęczenie światem, lenistwo i brak głębokich myśli wartych upublicznienia.
O tu tu: http://deszczu.blogspot.com/2012/04/czesc.html pisałam, że będzie tak sweetaśnie, chociaż pewnie stracę swoich pojebów. Połowicznie miałam rację :D Nie jest aż tak sweetaśnie i straciłam część pojebów. No kurwa, jak tak można?!
A tak już na serio. Nie wiem kiedy to się, kurwa mać, stało, ale już można mnie nazywać dorosłą.. A jak ja nie chcę? Czy ktoś wziął pod uwagę, że chcę być wieczną gówniarą, co to się bawi, spotyka z przyjaciółmi i nie dotyczy jej ogólny ból dupy realiów? Nie. Nikt się nad tym nie zastanawiał. I idzie taka Joanna i na pewno wygrywa wszystko. Nie. Otóż nie. Trzeba zjebać na całej linii. Zjebmy sobie część znajomości, zjebmy studia, zjebmy relacje rodzinne i przepierdolmy wszystkie pieniądze. Bejbe, życie jest piękne. Nie, kurwa, nie jest. Trzeba być dorosłym. Trzeba dzwonić i umawiać się z tygodniowym wyprzedzeniem, żeby się upchnąć w napięte grafiki. Trzeba się uczyć każdego jebanego shitu, który jest wymagany, bo jest, a nie np. bo się przyda. Trzeba zapierdalać, bo wiecznie brakuje kasy, a jak już masz nadzieję, że wystarczy to nie - nie wystarczy. Kiedy myślisz, że nie zjebałeś tylko na jednym polu, to zjebałeś.
Wnioski: życie to ogólny ból dupy. Kiedy jesteś mały, chcesz być duży. Kiedy jesteś w gimbazie, wierzysz, że już praktycznie jesteś dorosły. Kiedy jesteś w liceum, masz nadzieję, że tak już będzie zawsze. Idziesz na studia, nagle się okazuje, że nie wiesz jak żyć i doznajesz szoku, kiedy doświadczasz głębokiej analnej penetracji od rzeczywistości.
Ale, kurwa, żyj, bądź, trwaj, bo to jedyne, co masz.

czwartek, 10 października 2013

Ponoć każdy jest kowalem swojego losu. Niby jest prawda w tym stwierdzeniu, ale to jakim kowalem się staniemy zależy od osób, które będą uczyć nas kuć swój los, a nie zawsze też los jest łaskaw na tyle, by dało się z niego wykuć coś, co odpowiadałoby naszym wyobrażeniom.
Są takie dni, gdy nasze demony siadają nam na plecach i popychają głęboko na dno, problemy pojawiają się znikąd i bez ostrzeżenia, a złe myśli są na wyciągnięcie ręki. W takie właśnie dni warto jest mieć kogoś, kto wyciągnie do nas rękę i pomoże nam wyjść z bagna, w które się wkopaliśmy.
Czasem nie warto gonić za marzeniami... Czasem nie warto myśleć o tym, czego nam brakuje... Czasem nie warto rozpamiętywać błędów, które popełniliśmy... Czasem warto pomyśleć o tym, co mamy, a nie musieliśmy tego mieć. Jak wyglądałoby twoje życie gdybyś stracił swojego najlepszego przyjaciela, jeśli teraz wiesz, jak cenny jest dla ciebie? Jak wyglądałoby twoje życie gdybyś nagle oślepł, wiedząc jak piękne widoki tracisz? Czy muzyka jest dla ciebie ważna? Jak smutne stałoby się twoje istnienie bez wszystkich pięknych dźwięków, które już słyszałeś lub jeszcze niedawno mogłeś usłyszeć?
Nie oszukujmy się. Życie nie jest piękne. Życie to jak bieg przez gęsty ciemny las. Jest wiele przeszkód do pokonania, droga jest usłana wybojami, tracisz siły, często się gubisz i czujesz się osamotniony. Najprostszym rozwiązaniem byłoby uciąć to wszystko i odpuścić sobie. Ale najprostsze rozwiązania są często najgłupszymi z możliwych. Rozejrzyj się. Doceń to, co masz i co jeszcze możesz napotkać w gęstym mrocznym lesie, a być może okaże się, że warto biec dalej.

Był to kolejny chujowy wpis z serii chujowych przemyśleń Joanny, ale wszyscy możecie spierdalać, bo mi się podoba jak jest. Tu nie ma SWAGu i YOLO. Haters gonna hate.