poniedziałek, 31 marca 2014

Ostatnimi czasy odczuwam wielką nietolerancję na nietolerancję.

Taka Joanna chodzi i pyta wszystkich dookoła jaki jest ich stosunek do homoseksualistów. A co mnie do tego podkusiło? Na zajęciach z angielskiego poznałam pewnego araba, który jest bardzo uprzejmy i wesoły, aczkolwiek jego wadą jest to, że, dokładnie tak samo jak wszyscy obywatele jego kraju, nie znosi gejów, nawet ich nie znając. Twierdzi, że kara śmierci (!) za homoseksualizm jest wysoce odpowiednia. Zresztą to dziwny kraj, gdzie ja sama zostałabym ukamienowana jeszcze zanim skończyłabym 12 lat. Do czego dążę: Zaczęłam się zastanawiać, na ile jestem krytyczna wobec niego, a na ile nie znam po prostu opinii mego otoczenia.

Z satysfakcją stwierdzam, iż zdecydowana większość moich znajomych nie ma nic przeciwko homoseksualizmowi i biseksualizmowi. Tak samo ich to obchodzi jak wiadomość na to, że ktoś jest hetero. I bardzo dobrze, bo sama mam takie podejście.

Co do mniejszości, która jednak nie toleruje homo i bi... Zapytani czy bardziej nie tolerują lesbijek czy gejów jednogłośnie odpowiadają gejów. Ciekawe, prawda? Czy nam, kobietom, pozwala się na więcej? Osobiście uważam, że jest to jasne jak słońce, dlaczego paniom można więcej: starzy, obleśni perwerci chętnie zrobią sobie dobrze, oglądając dwie panie w akcji, natomiast panowie razem ich obrzydzają.
Niektórzy twierdzą, że odrzuca ich sytuacja z "nie tą dziurką" i dlatego są nietolerancyjni. Dobra, dobra, ale hetero też czasem uprawiają anal i co teraz? Będziesz pytać każdą poznaną osobę czy uprawia anal, bo jeśli tak to nie chcesz jej znać? No błagam...
Kolejny argument "Bo facet ma być facetem, a nie pizdą!" - no moi drodzy.. Znam więcej hetero pizd niż bym sobie tego życzyła.
Dalej: "Bo to nienaturalne." - w naturze (czyli również u zwierząt) występuje mnóstwo przypadków homoseksualizmu i tu polecę wikipedią: "Odnotowano je do tej pory u ponad 1500 żyjących na wolności gatunków [...]. W opiniach niektórych badaczy zwierząt, np. wśród żyraf czy bizonów zachowania homoseksualne są częstsze od heteroseksualnych."
No i oczywiście argument ostateczny "Bo nie.", z którym nijak nie idzie polemizować oprócz tego, że jet bezsensowny.

A teraz sobie pomyślcie o swoim najbliższym przyjacielu. Dziewczyny oczywiście o przyjaciółkach, faceci o kumplach. Niech każdy pomyśli o kimś swojej płci. Ta bliska ci osoba, nagle wyznaje ci (a znacie się już chyba długo), że jest homo. Czy teraz twoja nietolerancja przeminie czy jednak przekreślisz te wszystkie lata, bo kłóci się to z twoimi wyobrażeniami? Czy uciekniesz w panice, że zaraz się na ciebie rzuci i wyzna ci miłość? Czy zostaniesz, bo to ta sama osobą, którą znasz od lat?

Moja bliska przyjaciółka powiedziała mi kiedyś: nie toleruję tego, ale gdybyś to była ty, to co innego. O ile kocham ją za wszystkie miłe, a nawet czasem i za niemiłe słowa w moim kierunku, o tyle czuję się z tym źle. Gdybym była homo, poznałabym zapewne wiele osób z tego kręgu i nie chciałabym, aby ktoś ich nie tolerował ze względu na to, co robią w łóżku.

Jak dla mnie: póki się z tym nie obnosisz, jak znany polityk z wibratorem albo znany ksiądz z radiem, póki nie wpychasz tego na siłę wszystkim dookoła, jest ok. To trochę jak wiara, którą osobiście przyrównuje do penisa: "Fajnie, że masz. Pokazywanie publiczne jest raczej nieakceptowalne. Wciskanie innym do ust jest nie do przyjęcia!"
To, co dzieje się w łóżku, zazwyczaj tam zostaje, a jeśli miałabym klasyfikować to chyba bardziej nie podobałby mi się pissing, a na świecie są i gorsze rzeczy.

Tym przemiłym akcentem i zgorszoną miną na koniec pragnę zakończyć. Zmyjcie dobie zgorszenie z twarzy tą piękną piosenką:



Deszczu

poniedziałek, 17 marca 2014

Wow, ale pełno postów w tym roku! :O

No to jak już byłam sobie zgryźliwa i sarkastyczna, oczywiście wobec siebie, to mogłabym już coś napisać.

Ostatnio spytałam sporo osób czy są szczęśliwi i jeśli tak to co sprawiło, że są. Wiecie co odpowiedzieli? Nie, nie są szczęśliwi. I tak sobie o tym  myślę... co to właściwie znaczy być szczęśliwym? Czy jest się szczęśliwym, gdy wszystkie elementy życia (praca, rodzina, pasja, przyjaciele, uczelnia) idealnie się układają? Czy może jest się szczęśliwym już wtedy, gdy przynajmniej jeden element jest całkowicie w porządku? Kiedyś stwierdziłam, że jesteś szczęśliwy, jeśli wstajesz podekscytowany tym, co może przynieść nowy dzień i nikt nie musi zdrapywać cię z łóżka. Na ile to jest prawdą, a na ile kłamstwem, chyba każdy musi zdecydować sam.

W moim poście nie mogę też pominąć mojego odwiecznego pytania: Czy człowiek w ogóle może kiedyś być w pełni szczęśliwy? Jak wiemy, nigdy nie nadejdzie taki dzień, że będziemy wolni od problemów. Kiedyś myślałam, że kiedy dorosnę, życie będzie łatwiejsze... Jak bardzo głupim trzeba było być! Gdybym miała szansę cofnąć się w czasie do liceum i wtedy zapytałby mnie ktoś czy byłam szczęśliwa, odpowiedziałabym, że nie potrafię sobie wyobrazić bardziej szczęśliwego okresu życia. Chociaż może to tylko wspomnienia zakrzywione przez upływający czas. W każdym razie moim zdaniem człowiek to bardzo źle skonstruowana istota, niezdolna do szczęścia bez bólu. Nie ma w tym nic pesymistycznego czy emoskiego, jak większość mogłaby zauważyć. Po prostu wydaje mi się, że wszystko skonstruowane jest w mniejszym lub większym poczuciu równowagi. Żeby to lepiej zobrazować, proszę wyobraźcie sobie ideał: uroda niezwykła i nieskazitelna, ponadprzeciętna inteligencja, przy czym doskonałe poczucie humoru, dusza towarzystwa otoczona pełną, szczęśliwą, bogatą rodziną, która żyje w idealnym domu w idealnym kraju. Czy ten ideał byłby szczęśliwy? Z pewnością nie byłby nieszczęśliwy. I tu mogłoby pojawić się podsumowanie: Jeśli nie znasz czerni, nie odróżnisz bieli od szarości. Ale podsumowaniem jest odwieczne pytanie: Czy człowiek w ogóle jest w stanie kiedykolwiek osiągnąć pełnię szczęścia?