sobota, 12 stycznia 2019

Welcome back, bitches.
Ponad rok od ostatniego wpisu. Brawo ja.Ale cieszę się, że mam deszczobloga. Przedwczoraj dopadł mnie kryzys tożsamości i próbuję sobie przypomnieć, kim jestem, a to miejsce bardzo pomaga. I tak rozkminiałam czy jestem czarna czy różowa, aż po kilku postach przypomniałam sobie, że jestem deszczem. Raz lekką, słodką mżawką, innym razem ulewną burzą, która niszczy. Nie ma w tym nic złego. Taka po prostu jestem.  Skąd kryzys tożsamości zapytacie? Nigdy nie twierdziłam, że jestem normalna. Teraz już wiem, że norma nie istnieje, więc powiem tylko tyle, że jestem specyficzna. Nie lubię, gdy jest zbyt dobrze: wszystko jakoś samo się układa, każdego dnia banan na ryju, żadnej walki o przetrwanie. Nie lubię, bo boję się, że zaraz coś pierdolnie tak mocno, że się nie pozbieram. Potrzebuję od czasu do czasu poczuć niepokój. Inaczej nie poznaję siebie; inaczej nie umiem się ogarnąć i żyć.
I tak, wiem, w życiu każdej osoby na świecie jest w pizdu dramatów i nie trzeba sobie utrudniać życia. Ale jakoś tak... It's no fun if it's too easy.
Seb ostatnio przypomniał mi o sytuacji, gdy wsiadłam w autobus miejski, nie będąc do końca pewną, czy dojadę tam, gdzie chcę, ale nie sprawdziłam rozkładu i nikogo nie zapytałam o trasę autobusu. Jechałam, nie wiedząc, gdzie trafię. I tak sobie myślę, że ta jedna sytuacja stanowi idealną analogię do mojego życia. Nic już nie planuję. Nie lubię. Nie chcę dokonywać wyborów i tym samym przekreślać wszystkie inne opcje; wolę dać się nieść chwili i trafić w miejsca, o których istnieniu wcześniej nie wiedziałam.
Dziękuję, do widzenia.
Deszczu