środa, 19 grudnia 2012

Środa. Już przedostatni dzień na uczelni przed świętami. Nie chce mi się iść tam, kurwa mać. Trzeba.
Dziś mój organizm musiał się na mnie mocno pogniewać, bo wciąż czuję jakiś niezdefiniowany ból a zmianę w brzuchu i w głowie. Fuck it, i tak pójdę na imprę.
Coś tak jeść się nie chce... Najchętniej to bym zasnęła i wstała w świąteczny poranek w swoim łóżeczku w mojej małej mieścinie. Ahh.. Ta wizja jest tak cudowna, że niemal nie potrafię w nią uwierzyć.
Czas kończyć i zapierdalać na jebaną uczelnię, a po drodze skrypt z chemii. Kurwa.
Deszczu

niedziela, 16 grudnia 2012

Ahhh.. Czego to się nie robi, żeby odwlec naukę?
Zacznijmy od tego, co teraz robię: Słucham Hey MTV Unplugged i jaram się każdą piosenką, ponadto odrabiam kolejną zjebaną pracę z kreski, myśląc o minionym weekendzie. Ktoś bardzo okrutny wymyślił, że weekend będzie tak krótki, a zaraz za nim będzie najokrutniejszy na świecie p o n i e d z i a ł e k (to słowo rani moją duszę).
Na jutro trzeba umieć matmę, aby ładnie napisać kolosa i dodatkowo odwalić kreskę.
A wczoraj.. Wczoraj było po prostu cudownie. Impra z doborowym towarzystwem, prezenty trafione i klimat... Ten specyficzny, radosny klimat, który sprawia, że czuję się po prostu dobrze.
No a jutro kurwa jebany p o n i e d z i a ł e k.. Kurwa.
Do widzenia,
Deszczu

piątek, 7 grudnia 2012

Zawsze zaraz po Mikołajkach mam takie myśli, że się starzeję. Ten stan utrzyma się tak mniej więcej do świąt, kiedy napcham się żarciem po brzegi i nie zostawię miejsca na zbędne myśli. A tak na poważnie: będą to już 19ste urodziny, a ja dalej czuję się dzieciakiem, chociaż to, że dzisiaj wspominaliśmy sobie VHSy to dowód, że jestem już stara. "Joanno, skoro już słuchasz muzyki klasycznej, to czego ty będziesz słuchała, jak  już będziesz babcią?" A nie mam zielonego pojęcia. Może death metal mi się spodoba? Póki co to teraz mam fazę na beethovena, elvisa, franka sinatre i queen'a. Dość szeroki wachlarz. Ale przecież to nic złego się w końcu uspokoić - zostawić pijackie imprezy i dziką muzykę za sobą, by w końcu jakoś się ogarnąć. Tyle, że jest pewien smutny fakt - jak raz dorośniesz, to nie ma już powrotu - i to jest główny powód, dla którego tak usilnie trzymam się mojej niedojrzałej strony jestestwa. I w ten właśnie sposób wciąż żyję na granicy między dzieciństwem a dorosłością. Głupek.
Dziękuję, do widzenia.
Deszczu

środa, 21 listopada 2012

Gdzieś tak na granicy pomiędzy zapierdalaniem a opierdalaniem jest moment na moje myśli. Kiedy dzielnie maszeruję na polibudę, klnę pod nosem na myśl po co tam idę. A idę tam po to, by zdobyć wiedzę niezbędną do wybranego przeze mnie zawodu. Energetyka. W skrócie postaram się to ładnie zobrazować: oto ja, z duszy buntowniczka, zapierdalam grzecznie na uczelnię, która za cel obrała sobie wyprodukować idealne trybiki, które będą świetnie pasować do tej wielkiej maszyny zwanej państwem. My nie mamy być twórczy, kreatywni, artystyczni, czy nawet specjalnie myślący, a już na pewno nie na tematy wybiegające poza nasze kompetencje. My mamy zapierdalać w naszych pracach, zgodnie z wyznaczonym schematem, żeby nakręcać kasę. Aż mi się rzygać chce, jak pomyślę, że dobrowolnie oddam swe życie na bycie trybikiem.
A będę tym pierdolonym trybikiem, bo jako ateistka, która ma tylko jedno życie i nic więcej, chcę je wyczerpać możliwie najlepiej i najbardziej, a niestety wszystko na tym świecie kręci się wokół pieniędzy.
Kiedyś, za gimbazy i lo, miałam takie myśli, że kimś tam będę, coś tam osiągnę. Teraz nie mam złudzeń. Albo zostanę ładnym, dobrze zapierdalającym trybikiem, albo żal mnie.
Nie ma dobrego wyjścia. Nie smuci mnie to jednak. Jedynie wkurwia. Bo co się niby zmieniło? Wszystko zostało takie samo, tylko że dopiero teraz ja to dostrzegam.
Deszczu

poniedziałek, 22 października 2012

Siema.
Trochę tu nudno, ale póki co nie zamierzam nic zmieniać. Ostatecznie blogi są po to, by je pisać, a nie czytać. Nie muszą być od razu fascynujące.
Jestem strasznie leniwa. Nie chodzę na większość wykładów, nie zbieram się do nauki, nie tworzę prezentacji na zajęcia, nie uzupełniam braków. Nawet przestała chcieć się odchudzać i znowu mam podejście takie jak dawniej: "Chciałabym schudnąć, ale nie chce mi się włożyć w to ani odrobinę wysiłku".
Przytyję, nie zdam i stoczę się w jakąś cholerną otchłań rozpaczy. No cóż... Do optymistek chyba nigdy nie należałam.
Kolejny dzień wmawiam sobie, że się za siebie wezmę i jakoś się ogarnę, ale póki co nic nie składa się na happy end. Szkoda tylko, że jedynie martwi mnie to, iż zupełnie się tym nie martwię. Mogę spokojnie siedzieć w tym bałaganie i póki co jakoś mnie to nie rusza.
Przypomniało mi się jeszcze coś. Tak ostatnio myślałam czy to możliwe, abym sobie kogoś znalazła. Chyba nie jest ze mną znów aż tak najgorzej, ale i tak się zastanawiam... Właściwie to nie wiem, co się robi, aby kogoś znaleźć. Albo jak to jest się zakochać. Nie zauroczyć, zakochać. Zawsze jak o tym myślę to wydaje mi się, że będę forever-alone chociaż preferuję forever-single. Chyba nie jestem zdolna do tego typu miłości. Taka ze mnie cholera bez serca, która ceni własną swobodę nad możliwość przytulenia do męskiego ramienia. Niespecjalnie ciągnie mnie do takich spraw, ale mimo wszystko mnie to ciekawi. Coś takiego jak u małych dzieci: "Wiem, że jak wsadzę rękę w ogień to będzie bolało, ale ciekawe jak konkretnie..."
Współczuję wszystkim, którzy muszą przebywać wokół mnie. Pewnie jestem bardzo smutnym, nieciekawym człowiekiem.
Amen.
Deszczu

piątek, 19 października 2012


Siemcia.
W związku z tym, że nie mam pomysłu na jakiś ambitny wpis, postanowiłam, że popiernicze trochę o jakiś pierdołach. Jeśli ktoś czyta, licząc na coś niezwykłego, to niech sobie od razu odpuści, bo marnuje tylko czas.
Coraz bardziej czuję się studentką. Życie nie jest monotonne. Każdy dzień jest inny niż poprzedni. Najbardziej śmieszy mnie fakt, że kiedy jest pyszny, domowy obiadek to mój humor jest przepiękny i niemal non stop uśmiecham się do samej siebie. Kiedy obiad to kanapka z "czymkolwiek" to potrafię warczeć na wszystkich za nic. Głodny nie jesteś sobą! :D
Najfajniej jest jak nie muszę gotować, a i tak sobie nieźle pojem. :D Niektórzy współlokatorzy potrafią być zajebiści. Chociaż czasem wkurwiają do granic. No ale już tak bywa między ludźmi, że jak się nie pokłócą raz na jakiś czas to są chorzy. Często dotyczy to mnie samej, więc staram się być wyrozumiała.
Mogłabym tylko częściej gdzieś wychodzić, ale jestem za mocno leniwa. No cóż...
Spadam na zajęcia. Uwaga! Joanna idzie na wykład. Nawet mnie to bawi.
Narcia.
Deszczu
 
P.S. Tak, jestem takim zbokiem, że faktycznie lubię tę piosenkę.

środa, 3 października 2012

Witam,
Dzisiaj mam odpowiedni nastrój, by poopowiadać trochę o 'The huge difference'. Mowa oczywiście o zmianie, która zaszła we mnie pod wpływem diety. Ale, żeby wszytko było po kolei, pozwolę sobie zobrazować sytuację, o której mówię.

Jak wyglądałam po maturach:

Był to chyba najgorszy czas dla mojego organizmu, bo chociaż od zawsze byłam gruba, to wtedy właśnie osiągnęłam największą wagę w życiu. I nie chcę do tego wracać! Nie mogę nawet teraz patrzeć na te zdjęcia, nie myśląc jaką krzywdę sobie wyrządzałam. Te zdjęcia istnieją tylko po to, by móc widzieć różnicę i w chwilach słabości przypomnieć sobie, jak bardzo nie chcę do tego wracać.

Jak wyglądam teraz:
Czy nie lepiej? Zakładam, że od czasów akademika to zrzuciłam jakiś dodatkowy kilogram lub dwa, czyli łącznie około 15 kg mniej niż podczas matur. Jest różnica prawda?

Wielu ludzi myśli, że skoro dieta to albo jem jak ptaszek albo jadam niesmacznie. Nic bardziej mylnego! Jem sporo. Czasem zjedzenie całego posiłku staje się dla mnie wyzwaniem, ale to tylko czasami. Przeważnie staram się nie okrajać moich posiłków, bo cały czas mam przed oczami wypadające garści włosów. Nie było to fajne.
No ale wracając do posiłków, pozwolę sobie zaprezentować jeden z moich obiadków.

Mało? Nie sądzę.
A smacznie w cholerę!

Kiedyś na moim talerzu gościła monotonia reprezentowana najczęściej przez ketchup z parówkami. Teraz wcale nie jem mniej, ale zdecydowanie lepiej, zdrowiej i mniej kalorycznie. 

Poza tym dieta także zmieniła mój charakter, znacząco poprawiła codzienność i na dzień dzisiejszy nie potrafię sobie wyobrazić dnia bez fiolek przed śniadaniem i kolacją, dnia bez liczenia kalorii.

Za tydzień w piątek Naturhouse. Liczę, że pozytywnie opierdolą mnie za lenistwo i zmotywują do dalszej pracy, bo Gdańsk mnie trochę rozleniwia. A przecież sama nie będę na siebie krzyczeć, prawda?

To pozdrowienia, miśki.
Do zobcia, Pasłęku. Już niedługo :*

Deszczu ;D

środa, 26 września 2012

Cześć.
Jutro od rana pierwsze zajęcia. Cholernie mi się nie chce...
Co do Gdańska, wrosłam tu chyba na dobre i nie wiem jak się od niego odzwyczaję na krótkie powroty do domu. Nie chodzi tylko o miasto, ale o całą tą otoczkę. O udawane poważne kłótnie i te błahe całkiem na serio. O rozkminę nad śmiechem, głosem. O pozwolenie sobie na bycie odrobinę szalonym. O wiele wiele innych. Z jednej strony nie chcę opuszczać tego miejsca, a z drugiej tęsknie za tym moim małym miasteczkiem, Kamilą, Darią, nawet mamuśkę chciałabym zobaczyć... Chyba przyjadę na weekend, nie wiem. Chciałam zgrać wszystko z planem zajęć na uczelni, ale ten nie został do tej pory opublikowany. Chujnia.

Nie wiem co pisać to już tradycyjnie dodam, że zmienia się obwód, waga, dziurka na pasku. Tak właśnie wygląda Joanna dzisiejszego wieczoru.

Deszczu


niedziela, 23 września 2012

Siema siema!
Na sen jeszcze za wcześnie, a na szaleństwa brak mocy. Za oknem już noc. Dziwny jest ten widok, zważywszy, że jakiś miesiąc temu o tej porze można było powiedzieć, że jest wieczór. Cóż można powiedzieć? Życie zapierdala w szaleńczym tempie, gdy tylko zrobi się fajnie.
Nie chcę, by nadeszła środa. Gdy środa minie, tydzień zginie, a ja nie chcę, by się kończył. Smutno mi, kiedy pomyślę, że zbliżam się do czasu, kiedy wiedza nie będzie wbijana mi łopatą do łba, a jedynie szeptała do ucha, bym nie przyjebała życia i poświęciła na nią swój wolny czas. A tak fajnie jest się poopierniczać, pośmiać się, pospacerować... Życie zapierdala w szaleńczym tempie, gdy tylko zrobi się fajnie.
Chyba zakocham się w Gdańsku. W końcu to bardzo piękne, różnorodne miejsce. W jednej chwili spacerujesz nieutwardzoną drogą, a zaraz znajdujesz się na ogromnym skrzyżowaniu z dwoma stacjami paliw i dwoma dyskontami. Raz jesteś w lesie, a po 10 minutach spaceru znajdujesz się przy głównej alei. I mimo, że wszystko jest tu blisko, jest jednocześnie daleko. Już trochę czasu tu spędziłam i widzę jak każdy gdzieś biegnie, jedzie, przekraczając prędkość, nerwowo spogląda ma zegarek. Póki co nie musiałam tego robić, ale dzisiejszy dzień gdzieś mi przepadł... Życie zapierdala w szaleńczym tempie, gdy tylko zrobi się fajnie.
Lubię dzisiejszy dzień. Owsiankę na śniadanie, nieśpieszne zakupy w niedziele, wieczorny spacer w deszczu. Aż chciałoby się zaciągnąć brytyjską flegmą i westchnąć: Just a simple day, nothing special, but so perfect.


Zaraźcie się tym pozytywnym tekstem póki co, bo życie zapierdala w szaleńczym tempie, gdy tylko zrobi się fajnie.

Deszczu

czwartek, 20 września 2012

Witam.
Od razu zacznę od moich mądrych przemyśleń, jeśli pozwolicie.
Po pierwsze - właśnie zauważyłam, że mam obojczyki, kurwa! :D Jestem taka dumna z posiadania obojczyków...
Po drugie - Czy dzisiaj obudził mnie prawdziwy dzwonek do drzwi czy tylko mój mózg robi sobie dzisiaj prima aprilis?
Po trzecie - mamy zajebisty dzień, a niebo jest tak nieprawdopodobnie przeniebieskie, że gdybym tylko była mniej leniwa to bym gdzieś się przeszła.. No cóż.
Po czwarte - może to działanie owsianki, może wczorajszych ćwiczeń, a może siadło mi na banię, ale wydaję mi się, że wyglądam lepiej niż wczoraj :D
Po piąte - słuchajcie Jonathana Davisa! Ma tak nieprzyzwoicie zajebisty głos, że z miejsca poprawia mi nastrój!

No więc słuchajcie:


Dziękuję, do widzenia. Nie komentujcie - nie warto.
Deszczu

P.S. No chyba, że chcecie mnie skomplementować albo wyznać miłość do Jonathana, to wtedy można komentować.

wtorek, 18 września 2012

Witam.
Dzisiaj Joanna się jak zwykle opierdala. Podziwiam torby i bałagan w moim pokoju, bo nie potrafię się ogarnąć i w końcu spakować. Trudno zdecydować, co powinnam wziąć, a co zostawić. Brać książki? Pewnie ich nie będę miała czasu czytać, ale tak ciężko rozstać się z Lestatem, Harrym, Sookie i całą resztą.. A zdjęcia? Więcej będę w Gdańsku niż w Pasłęku, więc w sumie powinnam, ale tak czy owak mam większość na kompie... Poza tym w teorii tak łatwo zdecydować i wrzucić potrzebne rzeczy do walizek, toreb i pudeł, ale w praktyce jest to tak cholernie ciężkie... Niby chcę jak najszybciej wyjechać już z Pasłęka i ruszyć do swojego nowego świata w Gdańsku, ale z drugiej strony mam sentyment do miejsca, w którym spędziłam tyle lat. Bardzo osobliwe uczucie.
Całkiem niedługo do szafy wrócą ubrania, które kupiłam jakiś czas temu, ale jakoś nie nosiłam. Ostatnio zaniosłam kilka rzeczy do zwężenia i tak cholernie mnie to cieszy, że muszę o tym mówić. Wybaczcie, wiem, że zamęczam ludzi tym tematem, ale postarajcie się zrozumieć moją radość i dumę. Całe życie byłam pasztetem i udręczałam się, bo nie potrafiłam z tym nic zrobić, a teraz jest zupełnie inaczej... Jakby ktoś założył mi różowe okulary i dał wiarę, że może być dobrze. Nie chodzi w tym wszystkim tylko o rozmiar, ale też o samopoczucie, stan zdrowia i pewność siebie. Wreszcie zaczynam czuć się sobą i przestaję zadręczać innych moim pesymizmem i sarkazmem. Nareszcie mogę się uśmiechać bez myślenia, czy przypadkiem właśnie nie zniknęły mi oczy i pojawiła się druga broda.. Naprawdę, naprawdę było źle. Teraz jest lepiej, a za jakiś czas będzie doskonale. W tym wszystkim jednak potrzebuję dietetyka - osoby, która mnie ochrzani,  że jem za dużo, a kiedy zajdzie taka potrzeba, uświadomi, że jak zacznę zmniejszać wyznaczone porcje to zrobię sobie krzywdę. Tak naprawdę, być może paradoksalnie, trzymając się wyznaczonych granic żywieniowych, zaczynam czuć się wolna. Zeszły ze mnie wszelkie toksyny, nie czuję już, że jeśli nie zjem słodyczy to pierdolnę, nie mam chęci jeść ziemniaków, pizzy, lasagne i wszystkich innych kalorycznych potraw. A to, że mój brzuch czasem postanawia porozmawiać z otoczeniem, uznaję za dobry żart, a nie powód, by się nawpieprzać. Do tego całego dobrego samopoczucia dochodzą komplementy od innych, że lepiej wyglądam, że podziwiają moją zawziętość, wytrwałość i tym podobne, czego nigdy nie mam dość. Dosłownie nigdy :D
Od wagi wyjściowej miałam schudnąć 30kg, z czego co najmniej 13kg już za mną. Teraz jednak zastanawiam się czy być może nie przedłużyć diety i postarać się zrzucić 40kg. Zobaczymy. Na pewno wszystko będę tu pisać, także zainteresowani będą wiedzieć ;)

Deszczu

sobota, 15 września 2012

Siemka!
Dzisiaj lekko, łatwo i przyjemnie piszę sobie pościka, który nie będzie ani troszkę ambitny. Jaram się nowym miejscem, w którym będę mieszkać przez najbliższe miesiące. Jest ładnie sprzątnięte, pachnie i wgle jest super. Trzeba tylko dokupić komodę i parę pierdół, ale będzie gites! :D
Macie tu zdjęcia chudnącego non-stop deszcza, żebyście nie zapomnieli jak wyglądam przypadkiem :P


Joanna składająca swoje kartony z ikejły.

Joanna odpoczywająca, ciesząca się efektami ciężkiej pracy.

Pozdro,
Deszczu :*

P.S. Dodatkowy buziak do Anity ;*

poniedziałek, 3 września 2012


Siema siema!
Zatęskniłam za pisaniem postów.. Dzisiaj się poświęcę filozofowaniu, ale żeby nie było zbyt ambitnie i dojrzale to wstawię wam kilka foci z łapki, co byście nie myśleli o mnie za dobrze :D



No to jak już ustaliliśmy dwa fakty: to, że jestem nienormalna i to, że popadłam w samozachwyt na swoim kurczącym się ciałem; możemy przejść dalej..

Coraz więcej lat a ja coraz bardziej przekonuję się o tym, że nic nie wiem. Gimbusy to mają jednak piękne życie - przekonani o swojej mądrości i dojrzałości, bronią zawzięcie swoich przekonań i wykrzykują innym prosto w twarz, że już są dorośli i rozumieją życie. Ja natomiast, mimo podobnej postawy za gimbazy, patrzę coraz uważniej i coraz częściej widzę swoją dziecinność i niedojrzałość (te dwa słowa wbrew pozorom nie są dla mnie synonimami). Lubię się bawić, żartować, śmiać się do rozpuku, tańczyć bez muzyki i śpiewać bez konkretnej melodii (wydawać dźwięki podobne do zdartej płyty - no cóż... nie można mieć wszystkiego no nie?)... Lubię cieszyć się jak głupia z nowej pary spodni i oglądać deszcz spod daszku niczym widz, oglądający w kinie niezły film akcji... Lubię okazywać swą dziecinną stronę osobowości i nigdy nie chcę się jej pozbywać. Wciąż jednak niezmiennie zauważam swoje oznaki niedojrzałości, co jest dla mnie straszne. Moje lenistwo i ogólna niewiedza o kwestiach życiowych to główne jej składniki. Podobno całe życie się uczymy, ja jestem na etapie początkowym i wiem, że nic nie wiem. Zobaczymy jak to się potoczy dalej... Myślmy pozytywnie ;]

Deszczu

sobota, 25 sierpnia 2012


No witam, moi drodzy...

Pomyślałam, że mogłabym napisać coś nowego, ale że brak mi weny będzie taki typowo "pamiętnikowy" wpis. Jutro 'kierunek: Gdańsk' i zostaję aż do następnego weekendu, kiedy to 'kierunek: Pasłęk', by spędzić trochę czasu z pewnymi ziomami, które nawracają się na dom po wakacjach. A w niedzielę 'kierunek: Gdańsk' i ponownie kursik z matematysi aż do piątku ('kierunek: Pasłęk'). A od 7. dnia września do 13. dnia września już całkiem niedługo, więc żeby nie zwariować po powrocie z Gdańska piorę swoje klamoty i znów pakuję je do torby, aby już trwale się ulokować w Gdańsku. Prawda, że to całkiem składne i logiczne? :D Jeśli macie problemy z ogarnięciem tego (tak jak ja) przedstawię to w kolejnych wierszach tekstu:
26.08 - kierunek: Gdańsk
01.09 - kierunek: Pasłęk
02.09 - kierunek: Gdańsk
07.09 - kierunek: Pasłęk
13.09 - kierunek: Gdańsk.
Teraz jak już wszyscy rozumiemy rozkład jazdy, to tak sobie myślę, że PKP trochę na mnie zarobi... Bywa.

Nie będąc chamem, postanawiam jeszcze wspomnieć o ostatnich dniach. Spędziłam je na pewnej wsi, zapomnianej przez internet i zasięg telefonii komórkowych, jednak wyposażonej w dwójkę całkiem fajnych ziomów, w których towarzystwie czas płynął szybciej.
Jak zwykle oprócz kilku-kilkunastu godzin śmiechu, część czasu poświęciłam na przemyślenia. Podam wam jedno z nich: milczenie przy kimś nie musi być krępujące czy chociażby dziwne. Jeśli milczysz razem z kimś, kto jest zajebisty i również uważa, że wzajemna cisza jest lepsza niż potok bezsensownych słów, to milczenie  staje się czasem ciekawszym doświadczeniem niż rozmowa. Może to trochę skomplikowane i na pewno niewyobrażalne dla tych, którzy mają mnie za osobę, której gęba się nie zamyka, ale lubię spędzać czas na wspólnym milczeniu.

Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że wśród ludzi wyszukuję jednostki raczej nietuzinkowe. Lubię osoby, myślące niestandardowo. Rozmowa z takimi osobami zawsze jest interesująca. Ale o tym jeszcze wspomnę później.

Deszczu

P.S. Dieta idzie na przód: -12,5kg :D Bądźcie ze mnie dumni! ;]

sobota, 18 sierpnia 2012


Miałam się pochwalić fotami, to się pochwalę... Moi drodzy, proszę sobie obczaić owe wyjątkowe foto, które przedstawia schudniętego Deszcza zapieprzającego w kiecce gokartem po torze wyścigowym. Dobrze, że byłam na tyle ogarnięta, że założyłam spodenki pod kieckę, bo byłaby trochę lipa.
Jest to jedno z wyraźniejszych zdjęć, także niech już będzie takie, mimo niskiej jakości.
Miałam się pochwalić także wynikiem, ale nie chce mi się szukać kartki z wynikami. Znajdziecie mój podpis na tablicy najlepszych osiągów kobiet na torze w Elblągu.

Miałam napisać pewnego psychologicznego posta, który chodzi mi po głowie od jakiegoś czasu, ale dzisiaj nie mam zbytniej chęci, aby szukać odpowiednich słów dla moich myśli. Dzisiaj jestem leniwa.

Deszczu

wtorek, 7 sierpnia 2012


Cześć! Mimo że nie przepadam za "sesyjkami" zdjęć z lapka, postanowiłam zrobić wyjątek, gdyż mamy szczególną okazję, moi mili państwo.
Jakaż to okazja?


Walka z samą sobą ma coraz bardziej pozytywne skutki. Dzisiaj sytuacja wygląda tak: 9,5 kg w dół, a na liczniku zmieniła się liczba z przodu! :D


Daję radę, wszystkie niewierzące we mnie chujki :P

Dziękuję, do widzenia.
Dumna z siebie w chuj,
Deszczu.


poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Gokarty to naprawdę coś fajnego! Niestety zapomniałam zrobić jakieś fotki, ale wszystko przede mną, w końcu zakładam, że znajdę się tam jeszcze nie raz. :D
Na samym początku wolna jazda, aby zapoznać się z całym torem i sposobem prowadzenia karta. Kolejne okrążenia coraz szybsze i coraz mniej ostrożne. W końcu przestałam używać hamulca i używałam tylko pedału gazu - dodając na względnie prostych odcinkach i na sekundy odpuszczając przy zakrętach, aby nie wbić się w bandę. Było super zajebiście, jakby ktoś pytał :D

Spałam dziś 12 godzin przez co dzień wydaję się być dużo bardziej pozytywy od poprzednich.
Śniła mi się dzisiaj Tysii i Brzezia, także pozdrawiam w tym miejscu te osóbki.

Chyba moja dietetyczka się na mnie jutro zawiedzie, ale raczej nie bardziej niż ja.

To teraz proszę odkręcić na maksa głośniki i posłuchać tej oto pięknej życiowej pieśni zespołu System of a Down:


Dziękuję, do widzenia.
Deszczu

P.S. Nowy odcinek Czystej Krwi jest zajebisty. Szkoda tylko, że to wszystko zaczęło tak strasznie odbiegać od książek Charlaine Harris.

piątek, 3 sierpnia 2012



Lato zdaje się być coraz bardziej nudne, kolejne dni są coraz bardziej monotonne, coraz mniej się zmienia i zaskakuje. Tęsknię za czasami, kiedy jeden sms wystarczał by z całą paczką ludzi wyjść nawet na piwo. A teraz mamy wakacje, ostatnie wakacje przed studiami i każdy chce albo zarobić albo wycisnąć je do końca.
Najbardziej irytuje, że ludzie, na których zawsze można było liczyć, wciąż mają ważniejsze sprawy. Cóż... bywa i tak, a mnie pozostaje żalić się do tego małego kawałka internetu, który posiadam na własność.

Nie jest tak, że nie mam z kim porozmawiać, bo rozmówcy zawsze się znajdą, jednak ja chcę czegoś więcej niż wspólnie spędzonych kilku chwil, a już szczególnie za pośrednictwem internetu.

Może jestem coraz bardziej marudna, coraz bardziej wymagająca, coraz bardziej upierdliwa, ale nie mogę nic z tym zrobić.

Chcę się wybrać gdzieś za miasto. Na jakąś wiochę albo do jakiegoś miasteczka nad jeziorem albo morzem.  Dołuje mnie to przebywanie niezmiennie w jednym miejscu. Chcę zmiany. Przynajmniej na kilka dni.

A kolejne wpisy znów są coraz bardziej chujowe i emoskie. Bywa.

Deszczu

poniedziałek, 30 lipca 2012


Siemka.

Macie tutaj fotę z dnia 14 grudnia 2011 roku, kiedy to w dniu moich 18-tych urodzin postanowiłyśmy z Rzóksem i Skowronem napić się urodzinowego piwka. Rzóksu oszalał na punkcie takiej oto paki chrupków i trzeba było kupić. Paczka stała około trzech tygodni, czekając aż w końcu ktoś przybędzie i skonsumuje zawartość. Piękne czasy nieprzemyślanych wydatków.
A teraz będzie się biedną studentką i nie będzie kasy na takie wydatki. Ehh...

Chciałoby się pójść na jakąś imprezę, ale żal kasy i nie ma kiedy. Chciałoby się napić, ale nie można. Chciałoby się chipsy, ale wtedy cały niecny plan pójdzie na marne. Marność nad marnościami i wszystko marność, powtarzając za kimśtam.

Prowadzę sobie samochód i dochodzę do wniosku, że już całkiem nieźle mi idzie. Co prawda jeszcze nie potrafię się ładnie ustawić na miejscu parkingowym, ale to kwestia przyzwyczajenia i wyczucia większego niż Punto samochodu. Wiedział ktoś, że  nie trzeba wciskać gazu, aby ruszyć z jedynki? Przynajmniej nie w tym samochodzie. Zarąbiście się trzeba poodzwyczajać od wyuczonych nawyków. Vectra <3

Planowałam napisać dzisiaj coś wyjątkowo ambitnego, a wychodzi jak zwykle jakaś chujnia.


Żeby nie było aż tak beznadziejnie to proszę posłuchać:


Deszczu






Witam.

Szukałam piosenki dzisiejszego dnia, ale w głowie kręciło mi się tylko to.
Przez ostatnie dni słuchałam Lany Del Rey i Gotye na przemian. Jakoś tak złagodniałam.

Dzisiaj rozwaliła mi się szyba w drzwiach do pokoju przez kochany przeciąg w domu. A taka ze mnie łamaczka mitów:
1) - Nie da się przejechać ronda na 4 biegu.
- Ja jestem utalentowana, dam radę. (Dałam radę.)
2) - Jak ktoś tak jeździ jak Ty to nie ma opcji, żeby nie zdał za pierwszym lub drugim razem.
- Boję się tego, że jestem na tyle utalentowana, że jest taka opcja. (No i byłam na tyle utalentowana.)
A dzisiaj dochodzi nam:
3) - Jak masz ręcznik przewieszony przez drzwi to nie ma takiej możliwości, aby te drzwi zamknąć czy nimi trzasnąć.
- No pacz pan, a jednak.

Wakacje trwają już ze dwa miechy albo nawet i dłużej, a ja ich jeszcze w ogóle nie poczułam. :C

Piękny dzień dziś miałam, dopóki moje drzwi nie postanowiły obalać mitów. Ale potem prowadziłam, więc ogólny bilans się wyrównał.

Deszczu

P.S. Czytałam dzisiaj [czyt. wczoraj] dalej "Martwego w rodzinie" i normalnie nie mogę się nacieszyć :D Cudowna ta część! (Tysii, prawdopodobnie wiesz dlaczego ;))

poniedziałek, 16 lipca 2012

Niedotrzymane słowa, niespełnione obietnice, wciąż powtarzane kłamstwa irytują nieskończenie.
Dziś odkryłam, że jest coś, co potrafi irytować bardziej.
To, że ktoś wobec Ciebie zachowuje się jak dupek, wierz mi, nie jest najgorsze.
Najgorsze jest to, kiedy masz swoją dumę, a osoba, która nie reprezentuje sobą żadnych pozytywnych wartości próbuje Cię poniżyć, a Ty nie możesz nic zrobić, bo oprócz dumy masz także honor i sumienie oraz świadomość, że to zero jest niemal całym światem dla kogoś bliskiego.
Przyrzekam, że następnym razem się nie powstrzymam i trafię we wszystkie czułe punkty wrogów, nawet za cenę cierpienia bliskich.

piątek, 13 lipca 2012


Siema!
Odchudzania ciąg dalszy. Dzisiaj mała przerwa w ciągu kolejnych małych diet. Nie mogę już patrzeć na kurczaka - także jeden dzień przerwy i będę jeść zdrowo, aczkolwiek bez mięsa.
Nie odebrałam dziś prawka - nie przyjechało jeszcze do starostwa :( Smutek w chuj. :<
W związku z tym, że mam lenia i nie chcę mi się wychodzić z domu i korzystając z okazji, że na chwilę zagościł u mnie xbox, ćwiczę, gram, i tańczę jednocześnie. Powyżej utwór, w którym przed chwilą nabiłam 5 gwiazdek i wylałam sporo potu po kilku próbach. Ale polecam!
Na studiach jestem tylko i wyłącznie na listach rezerwowych - smutne ce :C

Podsumowując - mam dzisiaj lenia, smutam i idę grać na xboxie dalej.
Pozdro,
Deszczu

czwartek, 12 lipca 2012

Witam... ze świadomością, że już nikt tu nie zagląda. Nie szkodzi.
Blogi się pisze, a nie czyta, także nie przejmuję się zbytnio brakiem oglądalności.
Od jakiegoś czasu jestem na diecie i chciałabym o tym z kimś pogadać, jednak wolałabym nie zamęczać nikogo 'dietetycznym gadaniem'. Postanowiłam więc napisać to na swoim blogu, gdzie jest miejsce na wszystkie moje błahe i głębokie przemyślenia.
Jem właśnie pyszne, zdrowe śniadanko. Kiedyś nie wyobrażałam sobie śniadania bez dwóch lub czasem nawet trzech kromek białego chleba, opatrzonych grubą warstwą prawdziwego masła, na którym powinny się znajdować plastry szynki lub sera zalane toną ketchupu, a do tego wszystkiego  szklanka lub dwie czarnej herbaty z co najmniej 2 łyżeczkami cukru.
Teraz jest zupełnie inaczej. Pyszna owsianka i zielona kawa z mlekiem i słodzikiem. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego twierdziłam, że nie mogłabym się takim śniadaniem najeść. To śniadanie jest naprawdę pyszne i sycące.
Co więcej... Już nie czuję potrzeby dosłownie wpieprzania słodyczy, ani ketchupu. Oczywiście czasem zdarza mi się zatęsknić za pospolitym smakiem fast-food'a, ale teraz odkrywam zupełnie nowe smaki, których do tej pory nie miałam ochoty próbować.
Wciąż ciężko mi się przekonać do owoców czy pomidorów. Sądzę, że niektórych przyzwyczajeń po 18 roku życia już nie da się zmienić.
Mój sukces nie jest na chwilę obecną jakiś specjalnie znaczący, ale cieszę się z każdego straconego centymetra.
Pozdrawiam.
Walcząca z samą sobą,
Deszczu

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Dzisiaj napisałam pięknego posta o moich sarkastycznych odpowiedziach i o moim wrednym stylu bycia. Jednak tuż przed samą publikacją, usunęłam go całego, gdyż moim zdaniem był zbyt egocentryczny i zalatywał narcyzmem na kilometr, a za taką osobę się nie uważam.
Ten nic nie przedstawiający sobą wpis publikuję tylko dlatego, że od dawna chciałam zaktualizować bloga, ale niestety nie mam weny.
To wszystko. Dziękuję. Do widzenia.
Deszczu

środa, 6 czerwca 2012



Wczoraj byłam w kinie na "Królewnie Śnieżce i Łowcy" i doszłam do wniosku, że jednak nową interpretację bajki o dość interesującym scenariuszu można ładnie spieprzyć. W porównaniu do "Alicji w Krainie Czarów" to było dnem.
Wyśmienita gra Charlize Theron, zaskakująco dobra gra Chrisa Hemswortha (spodziewałam się trochę wpychania gwiazdorstwa na siłę, w końcu miał powody do gwiazdorzenia (Thor, Avengers, Dom w głębi lasu - ostatnie głośne tytuły z jego udziałem) ale zostałam pozytywnie zaskoczona). Stewart pozostanie Stewart. Gratuluję jej zagrania przerażenia, bo wyglądało w końcu autentycznie, ale poza scenami przerażenia zazwyczaj miała drewnianą twarz, no i oczywiście jej epickie pocałunki w stylu srającego kota na pustyni.
Poza tym w filmie ktoś mocno chciał przedobrzyć. Od cholery podobieństw do innych filmów. Zwidy w lesie - dementory z Harry'ego Potter'a. Koń tonący w bagnie - stara już Niekończąca się opowieść. Stewart śpiąca sobie w środku lasu przez całą noc, pozycja embrionalna - Księżyc w Nowiu. Wędrówka ekipy przez góry - Władca Pierścieni. Niby martwa Stewart leży na czymś co można nazwać łóżkiem na środku pokoju i facet wygłaszający mowę jak to ją kocha - Przed Świtem.
Dodatkowo jak zobaczyłam białego jelenia to myślałam, że ktoś zaraz oznajmi, że to Duch Kniei (RPG Neverwinter Nights).
Do końca miałam nadzieję na niestandardowe zakończenie, ale, oczywiście, musiało zakończyć się happy endem.
W całym filmie najbardziej mnie śmieszyły wszelkie komentarze, jakie pojawiały mi się w głowie w odpowiedzi na pokazywane sceny, ale na życzenie pewnego pana przede mną uprzejmie zachowałam je dla siebie.
Moja ocena: 6/10 - Nie ma rewelacji, ale nie jest najgorzej.

sobota, 2 czerwca 2012


Dość przygnębiające warunki pogodowe sprzyjają pogrążaniu się w depresyjnych piosenkach i powszechnym smutku. Z tego też powodu pozwolę się delektować tym nielicznym osobom, które tu od czasu do czasu zaglądają, akustyczną wersją 'Coma White' Mansona.
Ogólna niemożność jest przygniatająca. Nie chce mi się czytać książek, nie chce mi się oglądać filmów, nie chce mi się stać, leżeć czy siedzieć. Nic dzisiaj nie jest wystarczająco dobre. Szczytem ambicji dzisiaj okazuje się pisanie tego kolejnego już chyba z rzędu emoskiego wpisu. Widocznie zmieniam się w to, co całe życie hejtowałam. Smutnego emoska, któremu nic nie odpowiada i wszędzie wpycha zbytni patos.
Dobrze, że jeszcze hejtuję a nie np. pogrążam się w przeogromnych mrokach nienawiści. Brawo dla mnie, że nie piszę wierszy o tym, to byłoby już przegięcie.
Kończąc: enjoy the music.
Deszczu

wtorek, 29 maja 2012


Dzień dobry.
Na zdjęciu powyżej zwariowane, ujarane meduzy, które myślą, że są roślinami. Zawsze to jakiś sposób na nudę... (Nie jest to zdjęcie najwyższej jakości, ale co mi tam..)
Siedzę i myślę, że pani fotograf na starym mieście robi brzydkie zdjęcia do dokumentów. Pfff... Co z tego? To, że nie są przyjemne dla oka to jedno, ale przynajmniej nie wywołują odruchów wymiotnych, a to jest plusem. Jednak są to zdecydowanie moje najgorsze foty ever. Zostawmy to, i tak nikt nie chce o tym słuchać.
Wybieram się na studia! No pacz.. Ciekawy temat!
Wybieram się na studia, jeszcze nie wiem czy się dostanę czy będę chciała studiować dany kierunek i to akurat w Gdańsku, ale no się wybieram. Nie wiem gdzie, jak i z kim zamieszkam, no ale się wybieram. Nienormalna Aśka jak zwykle nie przejmuje się tym co będzie, tylko w ostatniej chwili rzyga ze stresu. No bywa.
Nie mam pomysłu na cokolwiek ciekawego, proszę wybaczyć. Siedzę, słucham smutnej muzyki i topię się w obojętności. Jak ma ktoś jakiś pomysł to proszę napisać.
Tymczasem nie jest to najszczęśliwszy moment w moim życiu, ale bywało gorzej.
Do widzenia.
Deszczu
 

wtorek, 15 maja 2012

Dobry wieczór!
Dzisiaj miałam napisać jak bardzo jestem leniwa, jak niemożność mnie przygniata, jak nie mogę się w sobie zebrać i zmusić do nauki, oraz jak bardzo będę tego żałować już niedługo na maturze ustnej z polskiego. Jednak niestety nie powstanie nic ambitnego, bo mi się nie chce.
Na pocieszenie posłuchajcie Marilyn Manson'a.
No to cześć.
Deszczu

poniedziałek, 7 maja 2012

No siema...
Szara rzeczywistość obowiązków przygniata. Matury, poszukiwanie pracy, szukanie właściwego kierunku na właściwej uczelni... Wszystko wali się na głowę i nie pozwala skupić na jednej czynności, skutkiem nie robię nic.
Boję się, że nie zdam fizyki, jednak nijak nie potrafię się zabrać do pracy. Plusem jest, że mogę sobie pozwolić na opcję, która nie wymaga ode mnie fizyki - filologia angielska. Tak czy owak... "Na pewno wyjeżdżam". Mam nadzieję, że jednak gdzieś mnie przyjmą.
I wciąż  głowie kołują się te czarne myśli, a jedynym pocieszeniem zdaje się być myśl: "Aśka, dajże spokój, nie jesteś najgłupszym człowiekiem na świecie. Gdzieś będą chcieli Ciebie przyjąć... Chyba."
A więc zakończę ten wpis najbardziej pozytywnie jak potrafię: "Jeśli nie Kraków, nie Bielsko, nie Sopot, nie Gdańsk, muszę wyjechać gdziekolwiek, gdzie tylko się da"
Deszczu

środa, 25 kwietnia 2012

Cześć wszystkim, którzy tu zaglądają.
Już pojutrze zakończenie roku szkolnego, potem matury, a następnie urwany kontakt z większością tej zjebanej, a jednak tak zajebistej klasy. Ogromna część przestanie się do siebie odzywać i jestem pewna, że 3/4 klasy wkrótce zapomnę. Szkoda, bo jednak jeśli chodzi o jakieś piwo, to zawsze potrafiliśmy się zgrać. Chciałabym, żebyśmy wszyscy pożegnali się w przyjaznej atmosferze, ale i tak nie będzie to możliwe dla kilku osób, ponieważ zawsze gdzieś zostaje gorycz rozsianych plot i niepotrzebnych wyzwisk.
Mam nadzieję, że uda mi się utrzymać kontakt z tymi, na których najbardziej mi zależy, a reszcie życzę rozkoszowania się ciszą z mojej strony.
Także - enjoy the silence or enjoy the music.
Żegnam czule.
Deszczu ;-)

środa, 18 kwietnia 2012


Dobry wieczór...
Wita was, i tu, uwaga, zaskoczenie, bo Deszczu we własnej osobie. Ehh.. To było kiepskie, ale chuj tam, niech już będzie jak jest.
Dzisiaj nasza kochana Joanna (mówienie o sobie w trzeciej osobie jest mega lamerskie, ale pieprzyć to) opierdala się kolejny dzień z rzędu, dzisiaj ambitnie wpieprzając kisiel cytrynowy przy dźwiękach Depeche Mode. W każdym razie, piszę sobie tę notę, a warto zauważyć, że jeśli ktoś dalej to czyta musi być albo popierdolony albo ambitny albo jedno i drugie, więc gratuluję... Powracając, piszę tę notę, by zdradzić wam sekret jak ktoś tak pojebany może wytrzymywać ze samym sobą. Otóż nie mam zielonego pojęcia, bo jestem zajebista w chuj! No a tak na poważnie to uważam, że jestem zła do szpiku kości, patrzyłabym tylko jak świat płonie i kiedyś będę się za to smażyć w piekle. Ale... Widzicie, jest światełko nadziei... Codziennie klikam w brzuszek pajacyka (tego z PAH) i jakoś tak po tym czuję się lepiej, że jestem aż taka cudowna, iż dzięki między innymi mnie biedne dzieci mogą zjeść zupcię. I otóż z tej właśnie przyczyny, moi drodzy, po prawej stronie tegoż bloga odnajdziecie banner pajacyka, byście i wy mogli poczuć się lepszymi ludźmi.
Deszczu

P.S. Wpis lamerski w chuj, ale cel szczytny, więc niech już będzie.

poniedziałek, 16 kwietnia 2012


Cześć.
Jak w każdym nastolatkowym życiu nadchodzą smutne momenty. Cieszę się, że przynajmniej nie jestem różowym zjebem, ale pisząc takie emoskie noty mam ochotę samą siebie zbluzgać. Chuj tam. I tak napiszę. A więc, nie zaczyna się zdania od "a więc", pomyślałam, że tak sobie tutaj wyleje moje żale, bo niby czemu nie?
Sobie tak czasem rozmyślam o przyszłości... Mimo, że często pierdole, gdzie ja to się dostanę na studia i co ja tam będę robić oraz że będzie tak wspaniale, że ja pierdole i sweetaśnie aż tak bardzo, że różowy jednorożec galopujący na tęczy wyczarowanej z kociołka rudego karzełka z czterolistną koniczyną na zielonym cylinderku byłby w pizdu mniej sweetaśny, to jakoś nie mogę się pozbyć tej myśli, że bezpowrotnie stracę wielu cennych pojebańców, bez których moje życie już nigdy nie będzie takie samo.
Deszczu

sobota, 7 kwietnia 2012



Witam w przededniu świąt Wielkanocnych.
Żeby wprowadzić was odrobinę w klimat, pragnę wam przedstawić czarnoskórego pana, który na ulicach Birmingham w tym oto (uwierzcie, że barwnym) stroju odważnie prezentował swoje przekonania. W zgiełku zabieganych ludzi, turystów i zakupoholików wykrzykiwał, że Pan nadchodzi. Niewiele różniąc się od światków Jehowy czy choćby katolików pytał, czy wiemy dokąd trafimy po śmierci.
A teraz pozwólcie, że zacznę swój wywód. Czy nie oto chodzi w świętach, by przeżywać coś duchowego? Czy nie po to są te święta, by celebrować pamięć o wstąpieniu Jezusa do niebios? Dla mnie to święto wspólnej zupy, malowanego jajka i czekoladowego królika, ale czy dla katolików nie powinno to być święto siedzenia w kościele i przeżywania tego wszystkiego w jakiś nieznany dla mnie sposób?
Przechodząc do sedna - jaki sens ma cały ten zapierdol z zakupami i sprzątaniem? Żeby było miło? Okej, ale czy źle jest każdego innego dnia roku? Rozumiem odkurzanie, mycie luster, podłóg, inne pierdoły, które robi się najmniej raz w tygodniu... Albo gotowanie. No fajnie jest mieć żarcia na trzy dni, tylko po to, by móc siedzieć przed telewizorem i się nawpierdalać tego. Jednak czy aby nie ma w tym przesady? Hasło "Umyj okna dla Jezusa" jest już chyba nazbyt popularne. Część tych pieczonych mięs, sałatek czy ciast i tak trzeba będzie wyrzucić, bo wszystko przygotowane jest 'tradycyjnie i po staropolsku' czy 'ciężkie w chuj i w ilościach do zajebania'.
W tym wszystkim pojawia się chwila zastanowienia 'Czy byłoby gorzej, gdybym po staremu jadła kanapki i zupkę z torebki? Czy nie miałoby to większego sensu, tym bardziej dla katolika, siedzenie i odpoczywanie niż ten straszny zapierdol?'
I z tą hipotezą was zostawiam. Piszcie, co o tym myślicie.
Wesołego jajka i smacznego królika życzy Deszczu.
Żegnam.

środa, 4 kwietnia 2012

Dobry wieczór!
Kobieta zmienną jest i chyba właśnie dlatego po wczorajszym sweetaśnym "jak nie ja" humorze mam taki, który reprezentuje powyższy utwór. Zapraszam do przesłuchania.
Dziękuję, do widzenia.
Deszczu

wtorek, 3 kwietnia 2012



Dobry wieczór!
Z radosnym rogalem na twarzy informuję, że nie uczyniłam dzisiejszego dnia absolutnie nic produktywnego i dobrze mi z tym. Siedzę sobie w swoim pokoju, słucham radosnego pop'u, który poleciła mi swego czasu Kamila i uśmiecham się do szczęśliwych wspomnień chwil spędzonych razem z przyjaciółmi. Wymusiłam na mamuśce całą masę komplementów, trochę się powygłupiałam i dużo się śmiałam dzisiejszego dnia. Ogólnie pozytywnie kończę ten dzień i chciałam się tym podzielić i być może wywołać jeszcze jeden uśmiech.
Do widzenia ;)
Deszczu

P.S. Kamilko, mam nadzieję, że się nie gniewasz za te fotę. Czekam tu na Ciebie.

niedziela, 1 kwietnia 2012

Dzień dobry!
Z okazji kolejnych urodzin bloga, który już w przyszłym miesiącu kończy dwa lata, postanowiłam przenieść witrynę z platformy blog.onet.pl na blogspot.com. Dlaczego? No a dlaczego nie?
Stare wpisy i komentarze wciąż można tam zobaczyć. Może niedługo uda mi się przenieść całą zawartość tutaj, ale o takim wydarzeniu na pewno poinformuje was w stosownym czasie.
Na dobry początek dodaję jako zupełną nowość na Deszczoblogu zdjęcie wykonane przez Karolinę Kilian.
Pozdrawiam, Deszczu.