Co mnie nakłoniło do napisania tego posta? Hmm.. Ślepa wiara w to, co napisano chuj czasu temu w jakiejś książce o wielu autorach i uznano, że jest to prawda absolutna.
W pierwszej kolejności chciałabym wyjaśnić kwestię walki z wiarą. Nie walczę z wiarą. Szanuję ludzi, którzy wierzą i wiedzą dlaczego wierzą. Nie mam szacunku, dla tych, którzy wierzą, bo tak ich wychowano bądź bo tak trzeba. To nie jest żaden argument.
Wkurwiają mnie, bo inaczej nie mogę tego nazwać, ludzie, którzy wymienili mózg na zwitek kartek ze starej książki posklejanych stekiem kłamstw. Za każdym razem, gdy z nimi dyskutuję w końcu zrezygnowana postanawiam się już więcej nie odzywać. To jak rzucanie grochem o ścianę. Wyobrażacie sobie rozmowę z zombie, który nie używa swojego mózgu? Z góry stracona dysputa.
Fanatyzm jest chorobą, która toczy wielu ludzi. Fanatyzm jest chorobą przez którą wielu ludzi zginęło, ginie i będzie ginąć.
Zastanawiam się jakby wyglądał świat, gdyby ludzie przestali w końcu wciskać innym swoje wierzenia niczym pedofil penisa w usta niewinnego dziecka.