I teraz z zupełnie innej beczki. Coś o co bym się nie posądzała.
Temat: Miłość.
Każdy z nas chce poczuć bicie swego serca. Każdy chce poczuć bicie serca innej osoby. Każdy pragnie miłości. Czystej, bolesnej, nie-mogę-żyć-bez-ciebie miłości.
Co jeśli jednocześnie chcę jej i napawa mnie lękiem? Co jeśli jest tam ktoś dla mnie, a ja usilnie staram się go omijać? I chyba pytanie, które każda kobieta zadała sobie chociaż raz: Co jeśli tego kogoś nie ma?
Skąd mam wiedzieć czym jest miłość? Skąd mam wiedzieć jak się ją czuje? Skąd mam wiedzieć z czym ją się je? Skąd mam wiedzieć, że to jest ta osoba, ten czas?
Nie mogę wiedzieć. I to jest piękne i tragiczne za razem. Mam prawie 20 lat i nie znam smaku miłości. To piekielne uczucie pozostaje w mojej krainie marzeń lub może lepiej ujęty byłby zwrot kraina koszmarów? Sama nie wiem.
Podobno jest to uczucie nieziemsko przyjemne i jednocześnie bolesne. Przyjemne i bolesne - brzmi jak coś dla mnie :P A tak na całkiem serio, jak znaleźć miłość? Czy przyjdzie sama i zapuka do mych drzwi? Czy może zgubiła mój adres i powinnam jej poszukać?
Ktoś kiedyś powiedział: "Nie myśl o szczęściu. Nie przyjdzie - nie zrobi zawodu. Przyjdzie - zrobi niespodziankę." Czy naprawdę nie ma innej opcji? Należy pesymistycznie uczepić się swojego dotychczasowego życia i nie liczyć na nic więcej?
Chyba jestem kobietą pełną wątpliwości i sprzeczności...